WT 2021 i co dalej?
fot. J. Guzal
Od 1 stycznia 2021 r. zaczęły obowiązywać nowe wskaźniki efektywności energetycznej, zdefiniowane w Warunkach Technicznych (WT). Nowe nie znaczy w tym przypadku nieznane, bo ich nadejście zostało ogłoszone już w 2012 r., kiedy to zmieniono rozporządzenie o warunkach technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie.
Zobacz także
Redakcja miesięcznika IZOLACJE Nowe Warunki Techniczne 2021 – bezpłatny e-book
Zobacz bezpłatny poradnik PDF, a w nim wszystko o nowych wymaganiach z zakresu projektowania ścian, dachów, podłóg i fundamentów według Warunków Technicznych obowiązujących od 1 stycznia 2021 r. Stan prawny:...
Zobacz bezpłatny poradnik PDF, a w nim wszystko o nowych wymaganiach z zakresu projektowania ścian, dachów, podłóg i fundamentów według Warunków Technicznych obowiązujących od 1 stycznia 2021 r. Stan prawny: 2023 r.
Messe Monachium GmbH Światowe Targi Architektury, Materiałów i Systemów Budowlanych BAU zapraszają do Monachium
W styczniu 2025 r. czeka nas kolejna odsłona targów BAU, czyli Światowych Targów Architektury, Materiałów i Systemów Budowlanych. Największa światowa wystawa budownictwa odbędzie się w dniach 13–17 stycznia...
W styczniu 2025 r. czeka nas kolejna odsłona targów BAU, czyli Światowych Targów Architektury, Materiałów i Systemów Budowlanych. Największa światowa wystawa budownictwa odbędzie się w dniach 13–17 stycznia 2025 w Monachium. Ponad 2000 wystawców w 18 halach czeka na Państwa.
Rockwool Polska Profesjonalne elementy konstrukcyjne BIM dla budownictwa
W nowoczesnym projektowaniu budynków standardem staje się technologia BIM (Building Information Modeling). Jest to złożony system informacji technicznej, który na podstawie trójwymiarowego modelu obiektu...
W nowoczesnym projektowaniu budynków standardem staje się technologia BIM (Building Information Modeling). Jest to złożony system informacji technicznej, który na podstawie trójwymiarowego modelu obiektu opisuje cechy zastosowanych rozwiązań.
Zmiany uruchomiły aktywność wielu środowisk obawiających się, że kolejne podniesienie wymagań dotyczących efektywności energetycznej naruszy ich interesy. Jest to zbiór dość oryginalny. Znaleźli się w nim deweloperzy dbający o to, by prawo nie podwyższało kosztów budowy i nie ograniczało zysków regulacjami, ich zdaniem zawsze nadmiernymi, producenci okien hołdujący zasadzie, że lepiej sprzedać więcej tanich okien niż mniej drogich i, co oczywiste, zawsze czujne lobby energetyczne, zainteresowane tym, by ludzie musieli kupować jak najwięcej energii.
Po drugiej stronie mamy tych, którzy od dawna twierdzą, że zmiany te są pozorne, daleko niedostateczne, niezgodne z prawem europejskim, a nawet zagrażające przyszłym pokoleniom i życiu na planecie.
Racje tych pierwszych są mocno osadzone w pryncypiach ustrojowych naszej cywilizacji, na czele których stoi źródło wszelkiej wartości – pieniądz. Zaraz za nim fetysz wzrostu PKB, jako podstawowy paradygmat gospodarczy, a zarazem źródło bezpieczeństwa globalnych wierzycieli. Na straży tego porządku stoi wielka machina medialna, budująca obraz świata zgodny z interesami jej właścicieli.
Racje tych drugich to w pierwszej kolejności z natury swojej hermetyczne wyniki badań tysięcy uczonych. Osiągnęli oni zadziwiający konsensus w kwestii konieczności radykalnego ograniczenia emisji CO2.
Obecnie nie istnieje na świecie ani jedna duża organizacja naukowa, która miałaby w tej kwestii inne zdanie. Nie oznacza to oczywiście, że pojedyncze osoby z tytułem naukowym, a nawet całe, tworzone w tym celu placówki „badawcze”, za duże pieniądze zainteresowanych opóźnieniem koniecznych zmian, nie będą produkowały fake newsów na potrzeby machiny propagandowej koncernów energetycznych. Podobnie jak to było przy okazji kampanii przeciwko paleniu tytoniu. Tam także w popularnej wówczas reklamie „lekarze” palili Camele.
Dramatyzm sytuacji, w jakiej znalazło się życie na Ziemi, spowodował, że elity państw z silnymi społeczeństwami obywatelskimi zrozumiały, że ignorowanie przyczyn zmiany klimatu jest śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla ludzkości, ale także dla życia na planecie, czego wiadomym dowodem jest trwające wielkie wymieranie. Skutkiem tego przebudzenia Unia Europejska przyjęła plan osiągnięcia neutralności klimatycznej do roku 2050, a następnie wykreowała ideę „Zielonego Ładu”.
Polska może się w kwestii realizacji tej polityki targować, ale na koniec albo ją przyjmie, albo opuści towarzystwo europejskie. To ostatnie rozwiązanie, moim zdaniem, jest nieprawdopodobne. Nasza klasa polityczna nie po to się przewerbowała w 1990 r., by teraz z powrotem budować jakiś „ustrój szczęśliwości” społecznej nawet pod najświatlejszym kierownictwem.
Szybka ewolucja poglądów społeczeństw Europy Zachodniej odnośnie zmiany klimatu znalazła spektakularny wyraz we Francji. Władze powołały tam konwent, zwany również panelem obywatelskim, którego celem było znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Jak w duchu sprawiedliwości społecznej zmniejszyć emisję o 40 proc. do 2030 r.?”. Słowem – rząd zwrócił się do francuskiego społeczeństwa z prośbą o sformułowanie celów klimatycznych i wskazanie dróg ich realizacji.
Na wypracowane przez konwent 149 rekomendacji prezydent Emmanuel Macron zdecydował się wdrożyć 146, na realizację których przeznaczył dodatkowe 15 mld €. Wśród przyjętych rekomendacji znalazła się propozycja wprowadzenia do ustawy zasadniczej zapisu o ochronie klimatu, a także uznanie ecocide tłumaczonego jako ekobójstwo lub działanie na szkodę środowiska naturalnego (ekosystemów) za przestępstwo.
Wygląda na to, że prezydent Macron wywrócił stolik, podważając dotychczasowe sposoby funkcjonowania demokracji przedstawicielskiej. Bez względu na jego motywacje, działania te zmieniają reguły gry, prawdziwie odwołując się do społeczeństwa w kwestii kierunków polityki. Nie ma to nic wspólnego z manipulacją, jaka ma miejsce w większości referendów, gdzie sposób formułowania pytań i towarzysząca propaganda mają zapewnić pożądaną przez władzę odpowiedź. Odchodzi tym samym od rozwijania technologii rządzenia poprzez manipulowanie społeczeństwem za pomocą środków masowego przekazu i mediów elektronicznych, kontrolowanych przez kapitał i realizujących jego interesy.
Zatem widać, że chcąc pozostać w Unii Europejskiej musimy przymierzyć się do wyzwania, jakim jest gospodarka bezemisyjna. Dziś sektor komunalno-bytowy odpowiada za blisko 40% całkowitych emisji CO2. Zatem stoi przed nami, tzn. rządem i społeczeństwem, wyzwanie, jak przebudować infrastrukturę i sposób funkcjonowania, by całkowicie zredukować emisję CO2 przez sektor komunalny.
Strategii dla osiągnięcia tego celu może być kilka.Pierwsza z nich, którą wspiera lobby energetyczne, to budowa bezemisyjnych źródeł energii. Do sektora energetycznego zaliczam, z oczywistych względów, także sektor OZE. Marzy on, jak dotychczas wielka energetyka, by uzależnić społeczeństwa od swojego produktu. Przejawem tego jest budowa gigantycznych farm energetycznych, najlepiej tak wielkich, by nie mogły upaść.
Należy tu także wymienić „wilka w owczej skórze”, czyli energetykę jądrową. Oferuje ona bezemisyjną energię, jeśli tyko przymkniemy oko na koszty inwestycyjne, zawsze kilkukrotnie większe od planowanych, ekologiczne skutki pozyskiwania paliwa, brak technologii utylizacji radioaktywnego odpadu. Brak również oszacowania kosztów ryzyka, które musi uwzględniać skutki potencjalnej katastrofy, umykające jakiemukolwiek rachunkowi, co uniemożliwia komercyjne ubezpieczenie inwestycji.
Jeśli tylko to wszystko zignorujemy, to i tak otrzymamy energię znacznie droższą niż pozyskiwana w wyniku inwestycji ograniczających popyt, a dodatkowo, przez sztywność podaży, kompletnie niespójną z energią z wiatru i słońca. Energia ta, od początku do końca, jest zależna od importu paliwa, składowania odpadów, buduje także miejsca pracy nie w Polsce, lecz u zagranicznych dostawców urządzeń.
Strategia ta ma właściwie tylko jedną zaletę: daje pracę, pieniądze i wynikającą z nich władzę ludziom sektora energetycznego, uzależniając maksymalnie całe społeczeństwo od dostawców energii. Koszty takiej transformacji zostaną w całości przerzucone na obywateli, pozbawiając ich zasobów niezbędnych dla poprawy efektywności energetycznej swojego funkcjonowania i tym samym ograniczenia tego uzależnienia.
Druga strategia to likwidacja marnotrawstwa energii oraz rozwój technologii zapewniających zaspokajanie podstawowych potrzeb ludzi przy jak najmniejszej ilości energii. By tę minimalną ilość energii wyprodukować z OZE, najlepiej użyć instalacji zintegrowanych z budynkiem. Ta strategia buduje autonomię i podmiotowość społeczeństwa i chroni środowisko. Niestety jej wdrażanie wymaga zaangażowania i kompetencji, przy bardzo ograniczonej w porównaniu z pierwszą strategią „miododajności” dla klasy politycznej.
Z wszystkich ekspertyz, jakie zostały na ten temat opublikowane, wynika, że najtańszym sposobem redukcji emisji CO2 są inwestycje w podnoszenie efektywności energetycznej. Przy pomocy nakładów, jakie trzeba ponieść na budowę elektrowni jądrowej, można wyprodukować co najmniej czterokrotnie więcej negawatogodzin, inwestując w energooszczędne technologie. Problemem są jedynie małe korzyści z milionów relatywnie niewielkich inwestycji dla klasy rządzącej w stosunku do setek miliardów, jakie pochłonie program energetyki jądrowej. Już samo rozpatrywanie tej możliwości przyniosło wielomilionowe przychody zatrudnionym przy tym urzędnikom.
Jako społeczeństwa umiarkowanie dostatniego nie stać nas na pierwszą strategię, choć związane z nią lobby nie szczędzi zasobów, by przekonać do niej polityków i manipulować Polakami. Warto zatem powtórzyć historyczne pytanie: Co robić?
Zacznijmy od tego, aby tak szybko jak to jest możliwe powstrzymać budowę innych niż zeroemisyjne budynków. Jest to nakaz chwili, termomodernizacja domów o relatywnie wysokim standardzie energetycznym jest bowiem bardzo nieefektywna ekonomicznie. Jeżeli dziś takie budynki będą powstawały, to do 2050 roku trzeba je będzie termomodernizować. Co istotne, już dziś nie ma ani technicznych, ani ekonomicznych barier dla budowy zeroemisyjnych na etapie użytkowania budynków. Wyzwaniem jest jedynie ograniczenie emisyjności na etapie budowy i zadbanie o recykling materiałów powstałych w wyniku rozbiórki budynku.
W tym kontekście odpowiedź na pytanie, czy minimalny standard energetyczny narzucany przez WT na rok 2021 realizuje cele polityki klimatycznej, jest jedna: zdecydowanie nie. Jest skandalem, że przyjęto jako niemal zeroemisyjne budynki o zapotrzebowaniu na wartość energii pierwotnej EP = 70 kWh/m2/rok, czyli blisko 5-krotnie większą od zachodnioeuropejskiego standardu z początku lat 90. ubiegłego wieku tzw. budownictwa 1,5 l (15 kWh/m2/rok), znanego pod marketingową nazwą budownictwa pasywnego.
Wartość EP należy odczytywać w kontekście ustawy o świadectwach energetycznych budynków i rozporządzenia o sposobie ich sporządzania. Jasno wynika z nich odpowiedź na pytanie, w czyim interesie działał ustawodawca przy ich uchwalaniu.
Okazuje się, że wartość współczynnika, przez który mnożymy wartość zapotrzebowania na energię końcową (EK), by otrzymać wartość EP, jest identyczna dla węgla brunatnego i miałów węglowych jak dla gazu ziemnego i wynosi 1,1. Już z tego jasno widać, że ustawodawca zadbał o interesy górnictwa.
Analogicznie jest z innymi „ograniczeniami” nakładanymi na budujących. Wymogi dla wentylacji dopuszczają wentylację grawitacyjną, która jest energochłonna, a przede wszystkim nieskuteczna, co odbija się na zdrowiu mieszkańców. Wskaźniki sprawności wymagane od wentylacji mechanicznej nawiewno-wywiewnej, jakich stosowanie dopuszczają ustawodawcy, niczego nie ograniczają, bo nikt już nie produkuje tak nisko sprawnych urządzeń.
Podobnie jest z izolacyjnością przegród, której poziom nie chroni kieszeni lokatorów, lecz deweloperów. Żeby nie było wątpliwości – autorami tego prawa są miłośnicy wartości europejskich i środowiska z PO i PSL.
Prawa, o których mowa powyżej, w oczywisty sposób są niezgodne z Dyrektywą 2010/31/UE, która wymagała, by graniczna wartość maksymalnego zapotrzebowania na energię była efektywna ekonomicznie. To znaczy dawała najniższą sumę kosztów budowy i kosztów eksploatacji w cyklu życia.
Jak wynika z symulacji i praktyki budowlanej, już dziś budowanie domów plusenergetycznych nie odbiega cenowo od budowy domów spełniających minimalne wymagania WT.
Budowanie energochłonnych domów na pewno nie jest w interesie przyszłych lokatorów, ponieważ będą oni płacić wysokie rachunki za energię. Jest natomiast w interesie deweloperów, dla których istotne są wyłącznie niskie koszty i łatwość budowy. Jest to zrozumiałe, to nie oni bowiem, lecz lokatorzy, będą czerpać korzyści z wysokiego standardu energetycznego budynków.
Następuje tu rozdzielenie nakładów od korzyści. Ta niedoskonałość deweloperskiego rynku, który niestety uzyskał w Polsce monopolistyczną pozycję, jest przyczyną, dla której standard energetyczny musi narzucać prawo. Jak się okazuje, w Polsce prawo stoi na straży lobbystów, a nie obywateli i środowiska.
Intencją unijnych regulacji w tym obszarze była i jest ochrona ludności Europy i świata przed katastrofalnymi zmianami klimatu w wyniku antropogenicznych emisji CO2. Nasza klasa polityczna pokazała, że ponad interes ogólny przedkłada interesy lobbystów.
Warto podkreślić, że nie tylko użytkownicy domów i mieszkań płacą za interesowność klasy politycznej. Traci także przemysł materiałów izolacyjnych, producenci wysokosprawnych systemów wentylacyjnych i instalacyjnych, a także dziesiątki tysięcy potencjalnych wykonawców nieco bardziej roboczochłonnych niż typowo deweloperskie budynków niskoenergetycznych. Zyskują producenci energii. Pozostaje nam nadzieja, by konsekwencje nowej „Rewolucji Francuskiej” zmieniły także nasze życie.