Budownictwo na zakręcie
Rozmowa ze Zbigniewem Bachmanem z Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa (materiał archiwalny pochodzący z miesięcznika IZOLACJE nr 6/2007)
Zbigniew Bachman – ówczesny dyrektor Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa, przeszedł na emeryturę 31.03.2009 r.; fot. J. Guzal (zdjęcie wykonano wiosną 2007 r.)
Ostatni raz przy okazji wywiadu mieliśmy okazję rozmawiać równo pięć lat temu (IZOLACJE nr 6/2002 - przypis redakcji). Wówczas na rynku materiałów budowlanych nie działo się najlepiej, a o koniunkturze, którą mamy obecnie, można było tylko pomarzyć. W ciągu kilku lat sytuacja ta uległa diametralnej zmianie i dziś obserwujemy hossę w branży. Jednak mimo to wciąż można dostrzec pewne niekorzystne trendy.
– Obecna sytuacja jest zwariowana – dochodzi do zawirowań cen oraz samego popytu na wyroby budowlane. Nie tłumaczą tego wskaźniki dotyczące liczby wydawanych pozwoleń na budowę i oddanych do użytku budynków i mieszkań. Ten stan ma jednak swoje podłoże: z powodu łagodnej zimy produkcja materiałów budowlanych nie wyhamowała, jak to zwykle bywa, na kilka miesięcy.
Ogólnie rzecz biorąc, obserwowane zawirowania dotyczą czterech grup produktów: cementu (łącznie z wyrobami hutniczymi), wełny mineralnej, płyt gipsowo-kartonowych i wyrobów konstrukcyjnych takich jak cegła. W pozostałych grupach wyrobów nie zauważamy takich tendencji. Mało tego – ich producenci wręcz deklarują, że mają jeszcze spore rezerwy i mogą zwiększyć produkcję o 10–20% w skali roku.
Warto przy tym pamiętać, że kolejne anomalie dotyczące cen może wywołać kwestia związana z ograniczaniem emisji dwutlenku węgla. Dopóki Polska nie ureguluje spraw dotyczących poziomu emisji CO2 w przemyśle cementowym, będzie on odreagowywał bądź to przez podwyżki cen, bądź przez zamykanie cementowni.
Jeśli chodzi o cement i wyroby hutnicze, to sąsiadujemy z obszarem eksplozji inwestycyjnej. Mam na myśli sytuację na Wschodzie w tzw. trójkącie: Kijów – Astana – Moskwa. Prowadzi się tam niewyobrażalne dla nas inwestycje, a w związku z tym zużycie cementu, stali i innych wyrobów budowlanych jest bardzo duże. Jako ciekawostkę powiem, że tylko w tym roku w Astanie ma zostać wybudowanych 250 tys. mieszkań.
Następna sprawa to braki wełny mineralnej. Z danych GUS-u wynika, że w zeszłym roku wyeksportowano z Polski dziesiątki tysięcy ton wełny mineralnej. W ten sposób zaopatrujemy rynki Europy Zachodniej i wschodnią część naszego kontynentu. Stąd braki na naszym rynku, zwłaszcza że normalnym trendem jest to, że gdy drożeją paliwa, to zaczyna się u nas masowe docieplanie budynków.
Jeśli chodzi o płyty gipsowo-kartonowe, to chyba większość z nas odczuła przyjemność stosowania tego materiału do wykończeń pomieszczeń. Przyzwyczailiśmy się do tego, bo jest to wygodne i estetyczne. Ale oprócz naszego kraju produkt ten jest poszukiwany i we wschodniej, i w zachodniej części Europy. Tak więc w tym segmencie istnieje również swego rodzaju naprężenie na rynku.
I wreszcie czwarta grupa. Po latach kryzysu, który skutkował zlikwidowaniem wielu cegielni, przemysł ten nie jest w stanie zaspokoić obecnych potrzeb. Oczywiście, lada moment sytuacja powinna się unormować dzięki importowi różnego rodzaju prefabrykatów ze Słowacji, Czech, Niemiec, Ukrainy.
– Czy te niebezpieczeństwa, o których Pan wspomniał, grożą również innym sektorom rynku budowlanego?
Na pewno dojdzie do swego rodzaju odreagowania w sektorze chemii budowlanej, który jest odbiorcą cementu. Myślę, że jeśli cement dalej będzie drożał, to już wkrótce pojawią się na rynku rożni producenci garażowi, którzy będą tworzyli swoje „autorskie” zaprawy.
– Wspomniał Pan o rynku cementu. Czy wierzy Pan w to, że obecna sytuacja jest efektem zmowy cenowej przedstawicieli tej branży?
Wierzę w to. Zostało to, zresztą, udowodnione w zeszłym roku przez Unię Europejską. Jestem przekonany, że nie tylko w branży cementowej dochodzi do tego typu patologii.
– Wydaje się, że pewnym rozwiązaniem, jeśli chodzi o braki materiałów na rynku, jest import wyrobów budowlanych. Jednak może się zdarzyć, że do kraju będą sprowadzane materiały wątpliwej jakości...
Rzeczywiście, część obserwowanych dzisiaj anomalii jest konsekwencją tego, że administracja państwowa nie zwracała uwagi na kwestie związane z jakością wyrobów. A był czas spokoju na rynku budowlanym, kiedy można było te sprawy uregulować. Jestem przekonany, że już wkrótce ruszy dzika produkcja cegieł wypalanych metodą chałupniczą. Do tego dochodzi bezkarność producentów chińskich, którzy już dziś dostarczają produkty bardzo wątpliwej jakości. I nie można tu winić chińskich producentów, że eksportują do Polski swoje wyroby. Należy winić polskich importerów, że zamawiają towar niskiej jakości, a zamawiają, ponieważ wiedzą, że będą mogli bezkarnie wprowadzić go na rynek. Gdyby producenci czuli nad sobą bicz organizacji konsumenckich, pozarządowych i rządowych, tak jak np. w Niemczech, to sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.
– Czyli jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest skutecznie działający nadzór nad rynkiem budowlanym?
– Kluczem jest nadzór nad wszelkimi formami rynku, realizacji, wykonawstwa i odbioru.
– Czy my go mamy?
– Niestety nie.
– W tym momencie przypominają mi się nasze wspólne wyjazdy organizowane kilka lat temu przez Polską Izbę Przemysłowo--Handlową Budownictwa. Odwiedzaliśmy wówczas hipermarkety budowlane i sprawdzaliśmy, czy sprzedawane tam materiały mają niezbędną dokumentację uprawniającą do obrotu na naszym rynku. Wówczas nie wyglądało to najlepiej...
Od tamtego czasu nic ważnego się nie wydarzyło, co więcej, dzisiaj sytuacja jest dużo gorsza. A przyczyna jest taka, że pracownicy nadzoru budowlanego 75% swojego czasu poświęcają na siedzenie za biurkiem i pisanie różnego rodzaju orzeczeń.
– Ta nieudolność administracji państwowej jest niczym innym jak pozwoleniem na działanie szarej strefy.
Zgadza się.
– Ostatnio wiele się mówiło o ewentualnej reakcji rządu na galopujące ceny w budownictwie. Wicepremier Przemysław Gosiewski powiedział, że rozważany jest wariant, w ramach którego rząd miałby kontrolować ceny materiałów budowlanych.
– Można by powiedzieć, że w sprawie materiałów budowlanych minister budownictwa powinien zapytać ministra gospodarki, czy jest w stanie zabezpieczyć z produkcji krajowej lub z importu materiały budowane na realizację rządowego programu budowy 3 mln mieszkań. Ale takiej odpowiedzi minister budownictwa z resortu gospodarki nie otrzyma. Dlatego ktoś powinien monitorować rynek materiałów budowlanych, choćby po to, abyśmy wiedzieli, ile musimy wybudować autostrad, mieszkań itd.
Jeśli chodzi o ceny i ewentualną ingerencję rządu w tej sprawie, to z jednej strony mamy gospodarkę rynkową i produkcja materiałów budowlanych powinna być regulowana przez popyt. Z drugiej strony odwołam się do sytuacji sprzed 17 lat, gdy zaczęła obowiązywać ustawa Bogumiła Ferensztajna, byłego ministra gospodarki przestrzennej i budownictwa, który w Sejmie przeforsował ustawę zwalniającą z podatku osoby i firmy podejmujące produkcję materiałów budowlanych. Pozytywną konsekwencją tych działań jest działalność takich firm, jak Ceramika Paradyż, Tubądzin, Atlas, Fakro, które budowały swoją pozycję na rynku dzięki odpowiednim mechanizmom fiskalnym.
– Rozumiem argumenty związane z interesem kraju, mam jednak pewne wątpliwości, czy tak należy postępować w gospodarce rynkowej.
To są rzeczywiście pewne sprzeczności. Uważam jednak, że kwestie związane z regulacją cen to nasza sprawa narodowa, wewnętrzna. Wiadomo przecież, że na tę sytuację inaczej patrzy polski przedsiębiorca, a zupełnie inne podejście będzie miał dajmy na to niemiecki producent materiałów budowlanych. On, zresztą, zupełnie inaczej widzi swój rynek. Mam tu na myśli organizowanie przetargów na rynku niemieckim. Wszyscy dobrze wiemy, że w Niemczech obowiązuje dobra ustawa o zamówieniach publicznych. Ale niepisanym prawem jest to, że jeśli w gminie odbywa się przetarg, to w pierwszej kolejności szanse na powodzenie ma firma wywodząca się z tego samego regionu czy landu.
– Obserwując od wielu lat rynek budowlany, odnoszę wrażenie, że dopiero obecna ekipa na dobre zajęła się budownictwem. Nie wiem, jakie będą tego efekty, ale muszę przyznać, że od pewnego czasu o budownictwie mówi się i pisze dużo. Budownictwo osiągnęło wreszcie odpowiednią pozycję w strategii rozwoju państwa. Czegoś takiego nie zauważyłem u poprzednich ekip.
– Środowisko budowlane działające na różnego rodzaju szczeblach władzy należy uznać w jakimś stopniu za lewicowe. Przypominają mi się takie rozmowy w Sejmie sprzed roku, dwóch, trzech, czterech lat, kiedy środowisko budowlane bardzo liczyło na parlamentarzystów z lewej strony. Jednak efekt był bardzo mizerny. Kiedy odbywała się walka o podatek VAT i o wiele innych kwestii, to właśnie ta grupa parlamentarna podkładała nam największe kłody pod nogi. Najbardziej bojowniczy w walce o przywrócenie Ministerstwa Budownictwa był ówczesny przewodniczący sejmowej komisji infrastruktury Janusz Piechociński. Osobą, która mu w tym wtórowała, był Jerzy Polaczek, dziś minister transportu, którego trudno posądzać o lewicowe poglądy.
To, co nigdy nie spotkało się z akceptacją lewicy i centrum, dzisiaj jest zdobyczą prawicy. Oczywiście, obecnie oddawane do użytku drogi, mosty, przeprawy to efekt rządów lewicy, jednak całe zamieszanie z tym związane, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jest efektem działań prawicy. Ponadto nie ulega wątpliwości, że już samo utworzenie Ministerstwa Budownictwa, niezależnie od tego, jak będzie oceniane, było krokiem dającym środowisku nadzieję.
Jeśli chodzi o obecnego ministra budownictwa, to warto zauważyć, że nie jest on fachowcem w tej dziedzinie, ale jest ministrem dialogu. A przy tym jest ministrem twardym i konsekwentnym.
– Jednak mimo to wiele ustaw dotyczących budownictwa nie jest w stanie się przebić przez drogę legislacyjną, gdyż poszczególne ministerstwa nie potrafią się porozumieć. Przykładem jest tu dyrektywa dotycząca efektywności energetycznej, która od pewnego czasu czeka na wdrożenie. W tym wypadku resorty finansów, gospodarki i budownictwa mają swoje pomysły na funkcjonowanie tych przepisów.
– Ja patrzę na to, co się dzieje w budownictwie, z perspektywy 40 minionych lat. I powiem tak: nigdy nie było spójności w rządzie i nikt dzisiaj nie powie, że któremuś z rządów udało się zrealizować swoją politykę mieszkaniową. Owszem, powstawały autorskie projekty różnych ministrów, ale w efekcie nigdy nie były one spójne z działaniem innych resortów.
– Ale ta sytuacja doprowadziła do tego, że do dziś w Polsce nikt nawet w części nie zrealizował postulatów w ramach narodowego programu mieszkaniowego. Każda nowa ekipa rządząca miała własne koncepcje poprawy sytuacji w budownictwie mieszkaniowym. W efekcie powstawały pomysły, które nigdy nie były do końca realizowane.
– Tak było. Każdy program mieszkaniowy był autorskim pomysłem ministra budownictwa lub jego zastępców. Jednak nigdy nie były one akceptowane przez ministra finansów, a jeśli się nie ma pieniędzy, nie można zrealizować tego typu programu.
– Czy w takim razie nie obawia się Pan, że z obecnym rządem będzie tak samo?
– Przepuszczam, że PiS rozkręci to koło zamachowe budownictwa. Budownictwo jako branża zaczęło żyć i to, naturalnie, budzi nasze nadzieje.
– Czy w związku z obecną koniunkturą na rynku należy się liczyć z tym, iż wzrośnie liczba inwestycji w nowe zakłady produkcyjne?
– Nie ulega wątpliwości, że jeśli zakładamy trzykrotny wzrost liczby mieszkań, to nowe zakłady będą niezbędne. Pytanie jednak, czy te fabryki nie zostaną zbudowane na Ukrainie czy w Kazachstanie. Przecież tam można produkować taniej.
Na pewno inwestycje będą prowadzone. Czy akurat w Polsce – to zależy od warunków w naszym kraju. Jeśli u nas będą kiepskie, inwestorzy przeniosą się do tych krajów, gdzie będą lepsze.
– Ale chyba można założyć, iż w perspektywie organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej 2012 r. branży budowlanej nic nie zagraża do co najmniej 2014 r.? Ta machina ruszyła i trudno ją będzie zatrzymać. Budownictwo czeka cudowna przyszłość...
– Cudowna, ale trudna.
– Czego w takim razie przy obecnej hossie powinniśmy się najbardziej obawiać? Jakie niebezpieczeństwa na nas czyhają?
Uważam, że szczególną uwagę powinniśmy zwrócić na jakość. Jeśli z nowych, dopiero oddanych do użytku budynków odpadają tynki, to znaczy, że proces inwestycyjny nie przebiega tak, jak powinien. Życzyłbym sobie i wszystkim działającym na rynku budowlanym, aby pamiętali, że nie budujemy na dziesięć lat, ale nawet na sto.